W Bieszczadach żyje ponad 400 żubrów, z czego prawie połowa w gminie Lutowiska. Pierwsze żubry w Bieszczady sprowadzono w 1963 r. Należą do rasy białowiesko-kaukaskiej. Są potomkami żubra z Kaukazu i samic bytujących w ogrodach zoologicznych i zwierzyńcach prywatnych. Aktualnie w stanie dzikim żyją one wyłącznie w Bieszczadach.
balkon. Obiekt Domek w Bieszczadach położony jest w znakomitej lokalizacji w miejscowości Lutowiska i oferuje sprzęt do grillowania oraz wspólną kuchnię. Odległość ważnych miejsc od obiektu: Krzemieniec – 20 km, Połonina Caryńska – 26 km. Na miejscu zapewniono balkon, tarczę do gry w rzutki, bezpłatny prywatny parking oraz
Niedźwiedzie w Bieszczadach Bieszczadzkie niedźwiedzie często chętnie pokazują się leśniczym i fotografom. Tym razem Lasy Państwowe pokazały urocze zdjęcia wspinających się po drzewie małych misiów. Internauci nie kryją poruszenia. Zdjęcie na Facebooku opublikowało Nadleśnictwo Baligród z Podkarpacia, które często i chętnie pokazuje życie niedźwiedzi w ich naturalnym
W pierwszym kierunku kolejka jedzie ponad godzinę, w drugim 45 minut. Z obu wsi po 30 minutach wraca do Majdanu, gdzie znajduje się główna stacja. Bilet w jedną stronę kosztuje 20 zł, w obie 24 zł. Niektóre kursy odbywają się z udziałem parowozu co oczywiście jest jeszcze atrakcyjniejsze niż podróż z lokomotywą spalinową.
. Mieszkasz w dzikiej dolinie Hulskiego w Bieszczadach. Jak to się stało, że postanowiłeś zamieszkać w lesie, w Polsce? Henri Schumacher: Po maturze mieszkałem rok w lesie w Niemczech. Miałem mieszkanie przy jednej z wsi, za którą był już tylko las, taki duży, chyba największy w Niemczech. Koczowałem w Nadrenii-Palatynacie nieopodal granicy z Francją. Żyłem tam w samotności, właściwie nie miałem żadnego kontaktu z ludźmi, tylko z drzewami: „rozmawiałem” z nimi, przytulałem się. Dużo też pracowałem nad sobą, był to rodzaj terapii: jeśli byłem smutny, to szedłem do lasu, płakałem, krzyczałem, zajmowałem się też swoimi lękami, które ujawniają się głównie w nocy. W ten sposób zaczynałem żyć z naturą, bo od niej dużo się uczyłem. Ona była dla mnie drogą duchową. Henri Schumacher przed swoim tipi. Fot. Dariusz Matusiak Z czego wynikało twoje postanowienie mieszkania w lesie? Czy już od dzieciństwa miałeś tak głęboki kontakt z przyrodą? To stało się, gdy miałem 17 lat. Wcześniej też interesowałem się przyrodą, ale głównie naukowo. Chciałem być biologiem i badać zwierzęta. Już wtedy miałem taką wizję: mieszkać gdzieś w lesie, w chacie i obserwować zwierzęta. I to spowodowało, że zamieszkałeś w lesie? Nie, myślę, że to była bardziej duchowa motywacja. Był taki okres, kiedy bardzo źle się czułem psychicznie, byłem dużo sam, w ogóle miałem niewielki kontakt z ludźmi. Wcześniej przeprowadzałem się kilkakrotnie w różne miejsca: pierwsze sześć lat życia mieszkałem w Hamburgu, później rok w okolicach Hamburga, później wyprowadziliśmy się do Nadrenii-Palatynatu. Dopiero kiedy miałem 18 lat, wyprowadziłem się do takiej małej miejscowości na skraju bardziej cywilizowanych terenów. To było dla mnie duchowe i terapeutyczne miejsce. Bardzo dużo nauczyłem się tam, co las może oznaczać. Uczyłem się też od lasu miłości i bycia miękkim. Przedtem miałem twardą drogę, taką ascetyczną, surową, często robiłem posty. Wiele osób uważa, że przyroda uczy surowości i bezwzględności. A jak to było z Tobą? Było raczej odwrotnie, mnie uczyła miękkości. Z czego ta miękkość wynikała? Z miłości. Sam czułem się bardzo bezpieczny w kontakcie z przyrodą. Mieszkałeś już wtedy w tipi? Nie, miałem mieszkanie, ale większość czasu spędzałem w lesie. Przez kilka dni nawet bez noża, butów. To była taka inicjacja, uczyłem się być bardziej miękki dla siebie. Pytałem się, dlaczego jestem taki twardy, uczyłem się pozytywnych uczuć wobec siebie i ludzi. Na przykład nienawiść, którą odczuwałem wobec innych osób zaczynała się transformować w pozytywne emocje wobec nich. Co sprawiło, że podjąłeś decyzję o przyjeździe do Polski? Po tym okresie „leśnym” zacząłem zajmować się stolarką, szukałem też kontaktu z ludźmi. Brałem np. udział w spotkaniach w pełnię księżyca, gdzie robiliśmy indiański sweat lodge [indiański „szałas potu”, służący jako prymitywna sauna oraz miejsce przeżywania duchowych wizji]. Wtedy usłyszałem po raz pierwszy o spotkaniach Rainbow Family, które były poświęcone rozwojowi wewnętrznemu, duchowości Ziemi i byłem tym bardzo zainteresowany. W 1990 r. pojechałem po raz pierwszy na Rainbow w Austrii. Było tam bardzo dużo ludzi z Polski, a wśród nich dziewczyna, w której się zakochałem. Postanowiłem wtedy pojechać do Polski na warsztaty bębniarskie do wioski ekologicznej w Dąbrówce. Stamtąd pojechałem do Warszawy na demonstrację przeciw budowie elektrowni jądrowej w Żarnowcu. Jeden z organizatorów demonstracji pamiętał mnie z Rainbow w Austrii i spytał, czy nie chciałbym przygotować następnego Rainbow w Polsce. Stwierdziłem, że czemu nie, mam czas. Spotkaliśmy się w październiku w Krakowie i później pojechaliśmy w Beskid Niski i szukaliśmy tam miejsca. Dla mnie to było coś wspaniałego – w Polsce spotkałem oryginalnych ludzi, którzy żyli z przyrodą, to był dla mnie całkiem inny świat. Później usłyszałem od kogoś, że w Bieszczadach jest jeszcze bardziej dziko, więc pojechaliśmy tam, najpierw do Wołosatego, później usłyszałem o Tworylnem. Gdy pierwszy raz poszedłem z Krywego na Tworylne i stałem na górze, mając przed sobą rozległą dolinę Tworylnego, to zakochałem się w tym miejscu. Spotkanie Rainbow odbyło się. Przyjechało na nie kilka tysięcy ludzi z całej Europy i gdy już wyjechali, zostałem tam w drewnianym domku jeszcze ponad miesiąc. Później wróciłem do Niemiec. Bieszczady. Fot. Andrzej Ginalski Wiele osób zarzuca ruchowi Rainbow Family, że wprowadza za dużo ludzi w dzikie miejsca. Jak ty to widzisz? Wtedy właśnie bałem się tego. Na początku zauważyłem, że powstaje hałas np. wytwarzany przez bębny, ale później zmieniało się to. Po dwóch tygodniach wytworzyła się harmonia między ludźmi a przyrodą. Osoby, którym to nie pasowało, po prostu wyjechały. Była bardzo pozytywna energia. Na drugim Rainbow w Polsce było już inaczej. Wtedy w Tworylnem było bardzo dobrze, po pół roku nie było już nawet śladu pobytu ludzi. Czy Rainbow sprawiło, że zostałeś w Polsce? Tak. Po Rainbow zostałem jeszcze trochę w Polsce, potem było drugie Rainbow w Beskidzie Niskim, którego nie organizowałem, ale przyjechałem na nie. Zostałem jeszcze jakiś czas w Polsce – pracowałem jako stolarz u znajomych w Bieszczadach. Do Niemiec wróciłem dopiero we wrześniu i zacząłem naukę ciesielską. Już wtedy szukałem miejsca do zamieszkania, miałem pomysł kupna ziemi w okolicach Tworylnego. W Polsce czułem się dużo bardziej akceptowany, bardziej odpowiadała mi polska mentalność, w Niemczech miałem problemy ze znalezieniem przyjaciół, znajomych. Czy w Niemczech nie dało się mieszkać w taki sposób, jak w Polsce? W Niemczech jest trochę przyrody, ale bardziej zagospodarowana. Kiedy byłem rok w lesie, zdecydowałem się, że chcę żyć zgodnie z przyrodą i miałem w związku z tym różne pomysły, chciałem stworzyć jakieś miejsce. Na początku chciałem mieszkać sam, później spotkałem Rainbow, które tworzy krąg ludzi. W Rainbow spodobało mi się dużo rzeczy, ale nie wszystkie. Dużo wędrowałem po Europie, ale czułem, że w Polsce jest moje miejsce. Z ludźmi też tak było, czułem się z nimi bardzo dobrze. Chcesz stworzyć w Bieszczadach ekologiczną wioskę. Jak powstał ten pomysł? Byłem w Rosji na Rainbow ze swoją dziewczyną i najpierw, podróżując autostopem przez Ukrainę i Rosję, oglądaliśmy różne miejsca, byliśmy też w Bieszczadach. Chciałem jej pokazać Tworylne, to było dla mnie bardzo ważne. Zacząłem szukać miejsca na taką wioskę, pytać ludzi i po tygodniu dowiedziałem się, że można kupić 30 hektarów ziemi na Hulskiem, pięć kilometrów od Tworylnego i to było właśnie to, czego szukałem. Poszedłem do właściciela tej ziemi, ustaliliśmy wszystko, ale cały proces wykupu trwał aż dwa lata. Stworzyliśmy fundację „Plemię Sanu” i przez nią kupiliśmy ziemię. Co jest dla ciebie najważniejsze w tym projekcie wioski? Chcę znaleźć ludzi, którzy będą chcieli razem ze mną uczyć się, jak żyć w zgodzie z przyrodą, nie ingerując w nią zanadto. Nie robić czegoś, co nie jest odwracalne, szukać swojego miejsca w przyrodzie, także duchowego. Myślę, że można się przyjaźnić z przyrodą, np. ze zwierzętami, mieć z nimi kontakt. Koło ścieżki do mojego tipi było legowisko sarny. Gdy przechodziłem, ona obudziła się i uciekła. Potem wołałem do niej, żeby wiedziała, kim jestem, a ona odpowiadała, podobnie jak konie. Wydaje mi się, że kontakt gatunków żyjących blisko siebie jest możliwy, czy to z drzewem, czy zwierzęciem. Dla mnie jest też ważne, czy człowiek się nie oszukuje. Jeśli ktoś chce się uczyć od przyrody, to musi się otwierać. Powinien mieć jak najmniej rzeczy, które rozpraszają uwagę. Ja chcę żyć bez prądu, silnika spalinowego, telefonu, używek. Jeśli chce się żyć z przyrodą, trzeba być w miarę czystym w środku. Mieszkasz w tipi – dlaczego? Myślę, że człowiek daleko odszedł od swojej prawdziwej drogi, od tego, czego naprawdę potrzebuje. Sądzę, że najważniejsze potrzeby człowieka nie są materialne, lecz duchowe. Poszukiwanie luksusu jest według mnie zastępstwem duchowości i miłości. Spotkałem wielu ludzi, którzy mieli dużo pieniędzy, ale nie byli szczęśliwi. Myślę, że to nie jest to, czego człowiek naprawdę szuka. A ty czujesz się szczęśliwy? Im mniej mam, tym bardziej czuję się szczęśliwy. Kiedy jestem w Hulskiem, czuję się szczęśliwy. Potok Hulskie w Bieszczadach. Fot. Krzysztof Mazurkiewicz Na razie wyjeżdżasz na zimę do Niemiec. Czy chciałbyś zamieszkać tu na stałe? Czy masz jakiś pomysł na utrzymanie się tu przez cały rok? Chcę jak najwięcej robić samemu, uprawiać ziemię, szyć ubrania, może hodować len, albo wymieniać się na wełnę. Nie wiem, czy będę miał zwierzęta. Pierwszą rzeczą, którą chcę robić, jest wypiek własnego chleba. Pragnę żyć samowystarczalnie, produkować jak najwięcej własnych wyrobów, prowadzić handel wymienny z okolicznymi mieszkańcami, a w ostateczności coś kupić czy sprzedać. Jakie masz doświadczenie współpracy z ludźmi, czy są takie osoby, które też chciałyby mieszkać z tobą? Część osób przyjeżdża tu trochę przypadkiem, poszukując spokoju. Kilku ludzi, którzy naprawdę byli tym zainteresowani, było jednak zbyt młodych, chcieli podróżować, później spotkali dziewczyny, które miały inne plany, nie zdecydowali się tu zostać. Od jakiegoś czasu przyjeżdża tu dużo osób. Nawet byłoby mi łatwiej, gdybym był bardziej samotny, mógłbym bardziej skoncentrować się na budowie szałasu na zimę. Dziękuję za rozmowę. Sękowiec, sierpień 2004 r. Henri Schumacher (ur. 1967) w Niemczech. Ukończył naukę jako wędrowny cieśla, założyciel fundacji „Plemię Sanu”, której celem jest powołanie wioski ekologicznej. Hulskie – nieistniejąca wieś nad potokiem Hulskim wpadającym do Sanu. Tuż przed wojną były tu 62 gospodarstwa. W czerwcu 1946 r. wysiedlono do ZSRR niemal wszystkich mieszkańców. Opuszczone zabudowania spaliła UPA. Rok później, podczas akcji „Wisła”, wygnano ze wsi ostatnie siedem osób, którym udało się w ukryciu przeczekać wywózkę na Wschód.
LutowiskaWarsztaty zielarskieCmentarz żydowskiDwerniczek – most do innego świataBotaniczny Plac ZabawCerkiew w ChmieluUherceBieszczadzka Szkoła RzemiosłaBieszczadzkie Drezyny RoweroweAstrobieszczady Zastanawialiśmy się, co robić w Bieszczadach, gdy zjedzie do nich pełno turystów i szlaki wyglądają jak trakty w mrowisku. Postanowiliśmy sprawdzić, czy można czegoś się nauczyć i skorzystać z innych atrakcji niż trekking po połoninach. Kiedy mówimy „Bieszczady”, pierwsze skojarzenie jakie przychodzi nam do głowy, to cudowne góry, po których można spacerować bez końca. Ale co zrobić, kiedy w Sanoku, Lesku czy Ustrzykach jest więcej ludzi niż na zakopiańskich Krupówkach? Lutowiska Na początek wybraliśmy się do jednej z największych gmin w Polsce. Lutowiska (gmina) zajmują powierzchnię 475 km² i jednocześnie należą do jednych z najsłabiej zaludnionych gmin w naszym kraju – mieszka tam ok. 5 osób na km². Dla porównania w Warszawie współczynnik ten wynosi 3412 osób na km². Gmina Lutowiska jest też najdalej wysuniętą na wschód gminą naszego kraju i jedyną, która graniczy zarówno z Ukrainą, jak i Słowacją. Dzięki swoim walorom przyrodniczym jest w całości objęta najróżniejszymi obszarami chronionymi. Znajdziecie w niej parki narodowe, krajobrazowe, rezerwaty przyrody czy obszary ochrony krajobrazu. Warsztaty zielarskie Skoro w miejscu tym tak wiele mówi się o ochronie przyrody, postanowiliśmy poznać ją trochę bliżej. W tym celu wybraliśmy się na warsztaty zielarskie prowadzone przez Adama Szarego – biologa, pracownika Bieszczadzkiego Parku Narodowego i autora książki „Tajemnice bieszczadzkich roślin – wczoraj i dziś”. Nasz spacer zaczęliśmy w okolicach wsi Lutowiska, skąd polną ścieżką podążyliśmy na poznawanie przyrody. A czego się dowiedzieliśmy? skąd pochodzi powiedzenie „Tani jak barszcz” – na łąkach i polach rośnie pospolita roślina o nazwie barszcz zwyczajny i przez lata była wykorzystywana do przygotowywania zupy, którą nazwano właśnie od niej barszczem. Przepis dopiero później uległ modyfikacjom wśród wysokich traw znajdziecie kolejną ciekawą roślinę krwawnik pospolity – napary z niej przygotowane są doskonałe na dolegliwości jelitowe, a zmiażdżone liście wykorzystuje się do opatrywania krwawiących ran, ponieważ mają działanie antyseptyczne. Dodatkowo, gdy ludy starosłowiańskie i germańskie nie znały jeszcze właściwości chmielu, wykorzystywały krwawnik do produkcji podpiwku piękna i czerwona kalina doskonale nadaje się na dżemy, marmolady czy nalewki. Miała też duże znaczenie w wierzeniach. Ponoć dusza zmarłej niezamężnej kobiety wstępowała właśnie w ten krzew. Dlatego tak ważna była kalina w wiankach panien młodych poznaliśmy też roślinę z zasady trującą, którą można wykorzystywać w lecznictwie. Trzmielina o pięknej czerwonej barwie i ciekawym kształcie potrafi pobudzić krążenie, wzmaga proces odchudzania, działa też wiatropędnie, ale trzeba uważać by nie przesadzić, bo może się to skończyć nieciekawie. Adam Szary – człowiek encyklopedia, o roślinach wie chyba wszystko Bieszczadzkie łąki są rajem dla przyrodników Co jeść, a czego nie jeść? Schowany wśród listowia Znacie opowieść o kwiecie paproci? Kalina – niech panny młode o niej pamiętają Spacer przez dżunglę Trzmielina – dla jednych trucizna, dla innych lek Chrobotek na pniu wygląda ciekawie Cmentarz żydowski Myśląc o tym, co robić w Bieszczadach poza chodzeniem po górach, postanowiliśmy odwiedzić cmentarz żydowski w Lutowiskach, jeden z największych w regionie. Zaczęto na nim chować zmarłych już w XVIII wieku, a ostatni pochówek miał miejsce w 1940 roku. Dzięki dużej tablicy informacyjnej znajdującej się przed wejściem na teren kirkutu mogliśmy bardziej zrozumieć symbolikę wyrytych w kamieniach symboli. I tak np.: kolumny oznaczają bramy niebios, które oddzielają świat doczesny od raju lwy czy jelenie pojawiają się wyłącznie na nagrobkach mężczyzn, a ptaki są zarezerwowane dla kobiet zwoje tory lub szafa świadczą o tym, że mężczyzna był uczonym w piśmie gwiazda Dawida, którą wszyscy kojarzą jako symbol Izraela, stała się nim dopiero w XVIII wieku, wcześniej była jednym z magicznych znaków kabały świecznik na grobie oznacza, że leży tam kobieta, bo to one były odpowiedzialne za zapalanie świec na początku szabatu Jeśli byliście kiedyś na cmentarzu żydowskim, to pewnie zauważyliście kamyki położone na macewach. Jest to symbol pamięci i szacunku dla zmarłego. I tak jak widzicie, cmentarze – choć z założenia martwe – mogą nas wiele nauczyć, dlatego podczas podróży staramy się ich nie omijać. Na macewie świecznik i ptaki – grób kobiety Pochylone macewy zdają się dumać nad przemijaniem Samotna macewa Wieczny odpoczynek wśród natury W żydowskich cmentarzach jest jakiś mistycyzm Jelenie mówią o tym, że spoczywa tu mężczyzna Mech oplata macewy kołderką natury Dwerniczek – most do innego świata Nie połoniny, to co robić w Bieszczadach? Jeśli lubicie połączenie natury i architektury, to wybierzcie się do niewielkiej wsi w gminie Lutowiska. Dwerniczek nie wyróżnia się na pierwszy rzut oka niczym bardzo ciekawym. Ale jeśli zagłębicie się kilkaset metrów w kierunku Sanu, Waszym oczom ukaże się długi most. Przeprawa w Dwerniczku jest mostem wiszącym, wspartym na wysokim pylonie i rozciągniętych z niego stalowych linach. Ta wybudowana dla harcerzy na przełomie lat 70-80. XX wieku kładka robi duże wrażenie. Patrząc z daleka na pylon, można by sądzić, że wspiera on dość spory most i tu niespodzianka. Jego szerokość wynosi około 100-120 cm. Idąc po nim widzimy w dole wody Sanu. Podczas naszej tam bytności stan rzeki był dość niski, zdecydowaliśmy się więc na zejście do koryta i krótki nim spacer. Ruszyliśmy w kierunku oddalonej o około 100 metrów wysepki, przy której spiętrzyło się kilka dużych gałęzi. Pomyśleliśmy nawet, czy przypadkiem nie są to żeremia bobrów. W drodze do mostu naszą drogę przecięło stado pędzonych przez pasterza owiec. Mężczyzna okazał się rozmowny i pozwolił na podejście do zwierząt, których pilnował jego wierny towarzysz – pies. Dzięki temu mogliśmy zrobić krótką sesję zdjęciową z niezwykle wdzięcznymi modelkami. Dwerniczek – kiedyś przebiegała tędy granica państwa Wyspa na Sanie Nad Sanem Z kamienia na kamień Most wiszący w Dwerniczku My w korycie Sanu Czarna i biała Czarna owca znajdzie się wszędzie Owce na wypasie Pastereczka w rozmowie z owcą Nad Sanem jest pięknie Botaniczny Plac Zabaw Kolejnym przystankiem na naszej drodze w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, co robić w Bieszczadach, była niewielka dziś wieś Zatwarnica. Była ona przed wiekami jednym z największych ośrodków mieszkaniowych w regionie. Niestety mało po tamtych czasach do teraz pozostało. Z wsią wiąże się też historia walk po II wojnie światowej, gdy na tych terenach grasowały oddziały UPA (Ukraińskiej Powstańczej Armii). Pewnego dnia polskie wojsko ścigało przez cały dzień ugrupowanie tej formacji. Gdy nastał wieczór, obie jednostki dotarły w okolicę Zatwarnicy i tam nagle Ukraińcy jakby zapadli się pod ziemię. Polacy byli zmęczeni i postanowili odpocząć w zabudowaniach, gdzie pozostali całą noc. Po uciekinierach nie było śladu. Jakiś czas później okazało się, że ścigający i ścigani spali w tych samych domach. Dosłownie kilka metrów od siebie. Jak to możliwe? Pod podłogami ukryte były bowiem drewniano-ziemne bunkry, w których schowali się Ukraińcy. Ale nie po to zawitaliśmy do Zatwarnicy. Dawnych bunkrów już i tak nie ma, zostały zniszczone w pożarze w latach 40-tych XX wieku. Jest natomiast Botaniczny Plac Zabaw, miejsce w którym zarówno dzieci, jak i dorośli mogą się wiele nauczyć. Spacerując ścieżkami leśnymi, mijamy tablice z informacjami o faunie i florze. Wiedzę w ten sposób zdobytą można potem wykorzystać podczas rozwiązywania swego rodzaju rebusów. Jak dla nas strzał w dziesiątkę. Botaniczny Plac Zabaw Domek dla ptaków Ścianka wiedzy o drzewach leśnych Co wiecie o bieszczadzkich lasach? Rebus – powiedz mi, co wiesz Krzewy bieszczadzkich pól i lasów Każdy się czegoś nauczy Czas sprawdzić swoją wiedzę Cerkiew w Chmielu Kilka kilometrów od Zatwarnicy znajduje się wieś Chmiel. Powstała w XVI wieku i nic szczególnego się w niej nie działo do wybuchu II wojny światowej, gdy wojska radzieckie dosłownie oczyściły ją z ludzi i zabudowań. Potem przez kolejne lata przechodziła z rąk do rąk. Raz była radziecka, raz niemiecka, aby w końcu w 1951 roku trafiła do Polski. Z dawnych czasów ostała się właściwie tylko cerkiew, której z niewiadomych powodów żołnierze radzieccy nie zniszczyli w 1939 roku. Została ona wybudowana dość niedawno, bo na samym początku XX wieku na miejscu poprzednich świątyń. Jest jedną z dwóch tego typu budowli w Bieszczadach, które dotrwały do dzisiaj. Warto zajrzeć do jej wnętrza, które jak zobaczycie na zdjęciach, prezentuje się bardzo ciekawie. Zwróćcie szczególną uwagę na ołtarz. Został on podarowany przez siostry zakonne z Łańcuta i posiada trzy wymienne obrazy. Obok cerkwi znajduje się coś, co przypomina wiatę. Jest to replika dzwonnicy z XVIII wieku, którą doszczętnie rozebrano w latach 70-tych XX wieku. Dla historyków czy architektów sama w sobie może być ciekawa, nas zainteresowało jednak to, co kryje we wnętrzu. W jej centralnej części umieszczono dużą, pochodzącą z połowy XVII wieku, płytę nagrobną Fieronii z Dubrawskich Orlickiej. Pochodzi ona z pierwszej XV-wiecznej cerkwi, która stała w tym miejscu. Wnętrze cerkwi w Chmielu Tłumaczenie – bez niego ani rusz Rekonstrukcja dzwonnicy Cerkiew w Chmielu Płyta nagrobna Fieronii Uherce Jeśli nie lubicie łazić po górach czy podziwiać starych świątyń lub chcecie na chwilę odpocząć od tych atrakcji, wybierzcie się do wsi Uherce. Leży ona niedaleko Jeziora Myczkowskiego przy tzw. Wielkiej Pętli Bieszczadzkiej. Bieszczadzka Szkoła Rzemiosła Co robić w Bieszczadach? Nasza propozycja – idźcie razem ze swoimi dziećmi do szkoły. W Uhercach powstała Bieszczadzka Szkoła Rzemiosła. W jej progach możecie nauczyć się kilku powoli zamierających zawodów czy właściwie umiejętności. W programie zajęć są lekcje z: przygotowywania regionalnych posiłków, kaligrafii czy garncarstwa. Na „niegrzecznych” uczniów czeka worek z grochem, na którym będą musieli klęczeć. Pod koniec każdy z słuchaczy może zaopatrzyć się w pamiątki znajdujące się w sklepiku szkolnym. Właściciel szkoły powiedział nam, że ma w planach wybudowanie tuż obok budynku edukacyjnego – planetarium. Uczniowie będą mogli w nim poznać niebo rozciągające się nad Bieszczadami. Bieszczadzka Szkoła Rzemiosła w Uhercach Komórka dawnych czasów Sklepik szkolny – możecie coś kupić na przerwie lub po lekcjach Przybory kuchenne naszych babć W kuchni porządek musi być Szkoda, że w szkołach nikt już nie uczy kaligrafii Świadectwo szkolne z dawnych lat Dzięki marzeniom przekraczamy kolejne granice Wyroby z gliny może nie są najpiękniejsze, ale na pewno oryginalne Zapisz się do szkoły – na naukę nigdy za późno Bieszczadzkie Drezyny Rowerowe Jeśli lubicie pedałować i tak poznawać świat, to może zainteresuje Was kolejna z atrakcji znajdujących się w Uhercach. Bieszczadzkie Drezyny Kolejowe to największa tego typu rozrywka w Polsce. Na nieczynnej, pochodzącej z 1872 roku linii kolejowej, zostały wytyczone trasy, po których zasiadając w drezynie, można przemieszczać się i podziwiać okolicę. Rozrywka ta jest idealna dla całych rodzin. Gdy dziecko zmęczy się pedałowaniem, robią to dalej tylko rodzice, a maluch chłonie otaczające go widoki. Osoby poruszające się drezyną w przeciwieństwie do rowerzystów nie muszą obawiać się, że zgubią trasę. W końcu prowadzą ich tory. Można też bardziej niż na dwóch kółkach skupić się na otoczeniu, a jest na czym. Wszystkie trasy przebiegają przez niesamowite bieszczadzkie krajobrazy. Organizatorzy zadbali też o zróżnicowanie poziomu trudności. Osoby ze słabszą kondycją mogą obrać krótszą i mniej wymagającą trasę. Do wyboru mamy cztery: Uherce – Olszanica – Uherce (8,5 km) Uherce – Jankowce – Uherce (12 km) Uherce – Stefkowa – Uherce (16 km) Uherce – Łukawica – Uherce (18 km) Bieszczadzkie Drezyny Rowerowe – podróżuj z klasą Dworzec widać z daleka Rozkład jazdy z cennikiem Stary rozkład jazdy – spytajcie rodziców czy pamiętają takie Peron na dworcu Uherce Pamiątkowe zdjęcie? Biletomat na dworcu kolejowym Nawet toalety są w stylu retro Sztuka na murach kwitnie Drezyny Rowerowe na peronie Astrobieszczady A co robić w Bieszczadach po zmroku? Lubicie romantyczne spacery pośród spadających gwiazd? My tak. Odróżniacie Andromedę od Wielkiego Wozu? Nawet jeśli nie, to i tak będąc w Bieszczadach skorzystajcie z okazji, by nocą popatrzeć na niebo. Jeden z naszych znajomych powiedział nam: „Niebo mogę podziwiać nawet w Warszawie”. Jasne, tylko po co jeździć „Maluchem”, skoro można Maybachem. Nad naszą stolicą w pogodny dzień z powodu zanieczyszczenia światłem widać tylko około 200 gwiazd. W Bieszczadach podczas nowiu ich liczba dochodzi do około 7000. Nie zdziwi więc Was pewnie fakt, że bardzo chcieliśmy trafić na pogodę, która pozwoliłaby nam obserwować nieboskłon. Niestety, mieliśmy pecha. I to nie z powodu chmur, a pełni księżyca. „Łysy” przemierzając niebo, świecił niczym ogromny reflektor. Dzięki teleskopom, które mogliśmy wykorzystać, udało nam się wypatrzyć pierścienie Saturna, które w tym roku ułożyły się bardzo korzystnie. Niestety, zdjęcia nie wyszły zadowalająco, bo przejściówka do teleskopu nie współgrała z naszym aparatem i musieliśmy zadowolić się fotkami z ręki. Piękny jest ten nasz księżyc Wielki wóz odjechał w siną dal Bieszczady po raz kolejny przekonały nas do siebie. Nawet jeśli z jakiegoś powodu nie możecie ruszyć w góry, to i tak nie będziecie się tam nudzić. Możemy Wam to zagwarantować. A jeśli jeszcze chcecie poczytać o tym regionie, to zapraszamy do tekstu Dlaczego warto pojechać w Bieszczady? Znajdziecie w nim też odnośniki do innych ciekawych artykułów o tym pięknym regionie. Artykuł powstał we współpracy z Podkarpacką Regionalną Organizacją Turystyczną.
Bieszczady i podkarpacki Beskid Niski najlepiej zwiedzać, gdy jest ciepło i świeci słońce. Ale co zrobić gdy pada? Gdy jest pochmurno i wieje wiatr? Mam dobrą wiadomość! Wyszukałam dla Ciebie 10 ciekawych miejsc do zwiedzania w dni, gdy góry toną w deszczu. Żeby dojechać do tych atrakcji będzie Ci potrzebny samochód - najdalsza z nich to aż dwie godziny jazdy autem z Wetliny. Ale zapewniam Cię - warto! W tym przewodniku zabiorę Cię do miejsc, w których poznasz historię, tradycję i kulturę dawnych mieszkańców Bieszczadów oraz poznasz miejsca stworzone przez pasjonatów. Zabiorę Cię do dwóch galerii, izby regionalnej, ciekawych muzeów, do kopalni ropy naftowej, na zamek i do pijalni czekolady. Przekonasz się, że słaba pogoda wręcz sprzyja odkrywaniu ciekawych miejsc i ich historii. Poznasz prawdziwych pasjonatów i zobaczysz, jak udało im się stworzyć własne miejsce na ziemi, do którego zapraszają turystów. Przypomnisz sobie kim były osoby, których nazwiska być może znasz z podręczników historii lub z prasy i telewizji. Pooglądasz wspaniałe obrazy i przyjrzysz się, jak wygląda proces produkcji szkła. Usłyszysz o polskich wyczynach i przekonasz się, jak polskie odkrycia wpływają na Twoje codzienne życie. To będzie świetna wędrówka po czasem bardzo nieoczywistych miejscach. Ale zapewniam Cię, że zarówno Ty, jak i Twoi towarzysze, będziecie się dobrze bawić. Jeśli nie bawi Cię zdobywanie dyszących Bieszczadów i ślizganie się po błotnistych szlakach to wiadomo - możesz wykorzystać deszczowe dni na zakupy w sklepach, na polowanie na pamiątki, przeczekać je w wynajętym pokoju lub spędzić deszczowe dni w bieszczadzkich knajpach. Możesz też ruszyć naszymi śladami, zostać odkrywcą i wykorzystać deszczową pogodę do poznania historii Bieszczad i dawnych mieszkańców darmowy fragment przewodnika Ruszaj w Bieszczady W tym przewodniku zebrałam miejsca, które znaleźliśmy w czasie naszych wypraw w Bieszczady i Beskid Niski. Ze wszystkich zwiedzonych przez nas miejsc, wybrałam te, które moim zdaniem są najciekawsze. Takie, w których spotkasz świetnych ludzi, lub w których dowiesz się zaskakujących rzeczy. Jak zawsze - stworzyłam dla Ciebie listę i opisałam je szczegółowo poniżej. Dodałam też w opisie odległość tych miejsc od Wetliny w Bieszczadach i czas jaki przeznaczysz na dojazd. Przyda Ci się na pewno własne auto. Ostatnie z propozycji znajdują się już dobry kawał drogi z Bieszczad, ale naprawdę warto. Jeśli alternatywą ma być siedzenie kolejny dzień w pokoju, to chyba lepiej spędzić te chwile w drodze do fajnych atrakcji? Możesz też zajechać do nich wracając z Bieszczad do domu. Mam nadzieję, że ta lista to będzie początek Twoich pomysłów na deszczowe dni, bo gdy już ruszysz w teren, do tej listy dopiszesz na pewno własne propozycje. A gdy się rozpogodzi w i końcu wyjdzie słońce, to sprawdź koniecznie nasz przewodnik po najbardziej malowniczych szlakach widokowych w Bieszczadach:Sprawdź także nasze propozycje najbardziej malowniczych szlaków w Bieszczadach i Beskidzie Niskim Dostajesz od nas gotowy plan na deszczowe Bieszczady. Lecz jeśli potrzebujesz więcej pomysłów i konkretnych porad co dokładnie robić w Bieszczadach przez weekend, tydzień lub dwa tygodnie - znajdziesz je w naszym e-przewodniku "Ruszaj w Bieszczady", który jest już dostępny w sklepie internetowym Fundacji Ruszaj w Drogę! Przewodnik „Ruszaj w Bieszczady” to pierwszy taki przewodnik na rynku. Każdy rozdział to gotowy pomysł na jednodniową wycieczkę. Historie, ciekawostki i praktyczne porady są dodane do tej wycieczki, której faktycznie dotyczą. Taki układ sprawia, że nie musisz już czytać przewodnika według tradycyjnego nieprzydatnego klucza: historia, flora i fauna, szlaki górskie, magiczne Bieszczady. KUP PRZEWODNIK W przewodniku "Ruszaj w Bieszczady" każdego dnia poznajesz kolejny fragment historii regionu. Historyczne wzmianki, fakty i regionalne ciekawostki czyta się jak dobrą książkę. Tymczasem sprawdź nasze propozycje na deszczowe W Galerii Veraikon w Cisnej posłuchaj bieszczadzkich opowieści "Burego"W Galerii Ikon Veraikon w Cisnej spotkasz „Burego”. Właściwie Ryszarda Denisiuka pseudonim „Bury”, kiedyś "Szejk". Zapukaj, przywitaj się ładnie i powiedz, że przyjechałeś pooglądać ikony. Nie przejmuj się, że Bury to bieszczadzki zakapior. Lata hulaszcze ma już za sobą. A ponieważ prawie całe życie spędził w Bieszczadach, i pamięta jeszcze czasy sprzed bieszczadzkiej obwodnicy, to ma o czym opowiadać. Opowiadać może od rana do wieczora, jeśli tylko otaczają go wdzięczni słuchacze. Bury to niezwykle barwna postać i nie ma przyjemniejszej rzeczy w Bieszczadach, niż słuchanie jego historii, gdy za drzwiami pada deszcz. Dojazd z Wetliny do Cisnej: 20 km (ok. 20 minut jazdy samochodem) Bury w galerii sprzedaje ikony napisane w warsztacie Jadwigi Denisiuk, pseudonim „Mrówka”. Pomimo tego, że nie są już małżeństwem, wspólnie prowadzą pracownię i galerię. Ikony Pani Jadwigi są niesamowite. To kopie średniowiecznych ikon ruskich i greckich. Na ścianach galerii ożywają i uważnie patrzą na każdego przychodzącego tu gościa. Mnie zaczarowały. Jedna z nich niemal zeszła ze ściany wprost na moje ręce. Poprosiłam Burego, żeby zapakował ją ostrożnie i zabrałam ze sobą do domu. Dziś wisi na honorowym miejscu w naszym salonie. Życzę Ci, abyś Ty także wyszedł stamtąd z pełnymi Ikon Veraikon w CisnejGaleria Ikon Veraikon w CisnejGaleria Ikon Veraikon w CisnejGaleria Ikon Veraikon w CisnejRyszard Bury Denisiuk - bieszczadzki zakapior sprzedaje dziś ikonyRyszard Bury Denisiuk - bieszczadzki zakapior sprzedaje dziś ikonyGaleria Ikon Veraikon w Cisnej 2. Na zamku w Sanoku zobacz oryginalne ikony oraz obrazy Zdzisława BeksińskiegoWidziałeś już w Cisnej jak powstają i jak wyglądają ikony pisane współcześnie? Świetnie. Następnego deszczowego dnia pojedź na zamek do Sanoka. Zamek jest siedzibą Muzeum Historycznego, znanego z dwóch rzeczy: wystawy prac Zdzisława Beksińskiego oraz wielkiej wystawy przepięknych oryginalnych ikon, które trafiły do Sanoka z bieszczadzkich cerkwi. Zobacz je koniecznie. Dojazd z Wetliny w Bieszczadach do Sanoka: 75 km (ok. 1,5 godz. jazdy samochodem) Będziesz mieć szczęście, gdy w zwiedzaniu pomoże Ci świetny przewodnik. Na przykład Pan January Jan Sokołowski. Dobry przewodnik wprowadzi Cię w zaczarowany świat ikon. Dzięki niemu zrozumiesz, dlaczego są one tak wyjątkowe i jak zmieniały się na przestrzeni wieków. Przechodząc z sali do sali zorientujesz się, że dawne, średniowieczne ikony były pisane według ściśle określonych reguł i bije z nich sztuka wschodnia. Z biegiem czasu i pod wpływem kościoła rzymskokatolickiego, ikony zaczęły przypominać "katolickie święte obrazki". Tu najlepiej poznasz różne typy przedstawień, takie jak Hodegetria, Chrystus Pantokrator, czy Eleusa. Ciekawa jestem, czy znajdziesz przedstawienia podobne do tych, które widziałeś dzień wcześniej w - typ ikonograficzny przedstawienia Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus na ręku. Maryja ukazana jest frontalnie, nie widać u niej matczynej poufałości w stosunku do Syna. Głowę trzyma prosto, lekko zwróconą w kierunku Chrystusa. Na lewym ramieniu trzyma Dzieciątko, dostojnym gestem prawej dłoni z długimi palcami wskazując na nie. Chrystus znajduje się w pewnym oddaleniu od twarzy Matki, patrzy prosto przed siebie i ukazuje całe swe oblicze. Wznosi prawą dłoń w geście błogosławieństwa, a w lewej dłoni trzyma zwój (od XVI w. także księgę lub kulę). Chrystus ma twarz dojrzałego, inteligentnego człowieka. Źródło: Wikipedia Eleusa (Umilenie) - ikona przedstawiająca Matkę Boską pochylającą głowę, aby przytulić swój policzek do policzka Syna, który obejmuje ją jedną ręką (często niewidoczną) za szyję, a drugą trzyma w ręce Matki. Źródło: Wikipedia Chrystus Pantokrator - w ikonografii przedstawienie Jezusa Chrystusa jako władcy i sędziego Wszechświata. Jako Pantokrator Chrystus przedstawiony jest w pozycji stojącej lub siedzącej na tronie, z otwartym Pismem Świętym w lewej dłoni i uniesioną prawą dłonią w geście błogosławieństwa. Ułożenie palców nawiązuje do greckiego monogramu Chrystusa: IC XC. Połączone są dwa palce: kciuk z serdecznym. Źródło: Wikipedia Wystawa ikon na Zamku w SanokuWystawa ikon na Zamku w SanokuWystawa ikon na Zamku w SanokuWystawa ikon na Zamku w SanokuWystawa ikon na Zamku w SanokuWystawa ikon na Zamku w SanokuNiesamowite zbiory na wystawie ikon na Zamku w Sanoku Z kolei Wystawa prac Zdzisława Beksińskiego to raj dla wyznawców jego sztuki. Mroczne, niepokojące, oniryczne obrazy spoglądają na Ciebie z każdej ściany. Kolekcja w Sanoku jest największą kolekcją prac artysty w kraju. Beksiński podarował te prace muzeum w czasach, gdy przyjaźnił się z dyrektorem placówki. Potem trafiły tu też kolekcje jego syna Tomka oraz żony Zofii. Na wystawie zobaczysz też zaaranżowany, przeniesiony z Warszawy pokój Zdzisława, w którym powstawały jego prace. W tym zaaranżowanym pokoju wciąż wisi jego obraz, którego nie skończył malować przed tym, jak został zamordowany we własnym mieszkaniu. Zdzisław Beksiński przeżył swoją żonę, która zmarła po ciężkiej chorobie oraz syna, który popełnił samobójstwo. O intrygujących losach tej rodziny interesująco pisze Magdalena Grzebałtowska w książce „Beksińscy. Portret podwójny.” Mocnym punktem wystawy jest wizualizacja w trójwymiarze, którą ogląda się w okularach Oculus Rift oraz HTC Vive, a która umożliwia wejście w obrazy Beksińskiego. Nie opiszę Ci słowami jakie to wrażenie znaleźć się „wewnątrz” obrazu w Wirtualnej Rzeczywistości. Musisz sam się o tym prac Zdzisława Beksińskiego na Zamku w SanokuZałóż okulary i wejdź do obrazów BeksińskiegoWystawa prac Zdzisława Beksińskiego na Zamku w SanokuWystawa prac Zdzisława Beksińskiego na Zamku w SanokuWystawa prac Zdzisława Beksińskiego na Zamku w SanokuWystawa prac Zdzisława Beksińskiego na Zamku w SanokuWystawa prac Zdzisława Beksińskiego na Zamku w Sanoku 3. W Lesku poszukaj pamiątek w Galerii Sztuki w dawnej synagodzeGdy pogoda znów nie rozpieszcza, jedź do Leska. O Lesku wiadomo, że to bardzo stara miejscowość, która istniała już w XV wieku i stanowiła własność rodu Kmitów. To z ich czasów pochodzi leski zamek, w którym jednak raczej można nocować, niż go zwiedzać. Ale zachęcam Cię do spaceru po Lesku, a zwłaszcza do odwiedzenia leskiej synagogi. Przed wojną ponad połowę mieszkańców Leska stanowili Żydzi. Po zajęciu miasteczka przez Niemców w czasie drugiej wojny światowej, społeczność ta zniknęła z krajobrazu miasta i całego regionu. W dawnej synagodze dziś zainstalowała się galeria regionalnych twórców. Galeria otwarta jest w sezonie od maja do września. Jeśli szukasz prawdziwych pamiątek z Bieszczad i nie interesuje Cię chińszczyzna sprzedawana w budkach i sklepach przy wejściu na szlaki, tutaj znajdziesz raj, w którym na pewno będą chciały zostać Twoje pieniądze. Dojazd z Wetliny w Bieszczadach do Leska: 60 km (ok. 1 godz. jazdy samochodem) Jeśli pada, weź parasol i idź na spacer po miasteczku. Zobacz ratusz i wejdź do kościoła pw. Nawiedzenia NMP. Gdy się trochę przejaśni, zapytaj miejscowych którędy na kirkut (żydowski cmentarz - podobno znajdziesz go niedaleko synagogi, na zalesionym wzgórzu) i idź tam pooglądać zachowane macewy, które pamiętają nawet XVI wiek! To jedne z najstarszych nagrobków żydowskich w Polsce. A kiedy zwiedzisz już miasteczko, masz stąd niedaleko do Soliny i Polańczyka. Sprawdź, czy w Polańczyku, w oberży „Zakapior” nie grają wieczorem przypadkiem jakiegoś bieszczadzkiego koncertu. Bo jeśli tak, to właśnie zaplanowałeś sobie idealny wieczór w Sztuki Synagoga w LeskuGaleria Sztuki Synagoga w LeskuGaleria Sztuki Synagoga w LeskuGaleria Sztuki Synagoga w LeskuGaleria Sztuki Synagoga w LeskuGaleria Sztuki Synagoga w LeskuGaleria Sztuki Synagoga w Lesku 4. Sprawdź jak się kiedyś tu żyło w Muzeum Historii Bieszczad w Czarnej GórnejMuzeum Historii Bieszczad to niewielka i niepozorna placówka, do której wejdziesz przez podwórko gospodarstwa. Na szczęście jest dobrze oznakowana - zaprowadzą Cię do niej drogowskazy, które będziesz już widział po tym, jak na skrzyżowaniu w Czarnej skręcisz na Bystre. Muzeum założyli i prowadzą pasjonaci - LeeAn i Rafał Dudka. W swoim prywatnym muzeum zgromadzili imponującą liczbę ponad 2 tysięcy eksponatów, które przypominają życie dawnych mieszkańców Bieszczad. Zobaczysz tu przedmioty, jakimi Bojkowie i ich sąsiedzi posługiwali się, żeby uprawiać rolę, podkuwać zwierzęta, naprawiać zepsute narzędzia czy po prostu prowadzić gospodarstwo. Odkryjesz całe zbiory butelek, toporów, bagnetów, monstrancji, guzików i nieśmiertelników. Przeczytasz dokumenty i zobaczysz pamiątki z dwóch wojen światowych. Jednym słowem rzucisz okiem na historię Bieszczad w pigułce. Nazwa muzeum jest tu adekwatna. Dojazd z Wetliny w Bieszczadach do Czarnej Górnej: 40 km (ok. 45 min. jazdy samochodem) Pamiętam jak my dotarliśmy do muzeum. Bez większego trudu wykręciliśmy tu kamperem na podwórku i zaparkowaliśmy we wskazanym miejscu. Po chwili wyszła do nas miła właścicielka i z zapałem zaczęła opowiadać o tym, co zgromadzili tu na wystawie. Przyjemnie się tego słuchało. Za bilety zapłaciliśmy już po zwiedzaniu, pijąc z naszą przewodniczką pyszną kawę z ekspresu i tocząc długą rozmowę o historii Bieszczad, o historii tego miejsca i o tym, jak świetnie mają to zorganizowane. Na koniec zabraliśmy ze sobą jeszcze grzybki w zalewie domowej produkcji. Jeśli będziesz chciał, zaopatrzysz się tu także w fajne bieszczadzkie gadżety, ale przede wszystkim ciekawe książki o regionie. Jestem przekonana, że wyjedziesz stąd Historii Bieszczad w Czarnej GórnejMuzeum Historii Bieszczad w Czarnej GórnejMuzeum Historii Bieszczad w Czarnej GórnejMuzeum Historii Bieszczad w Czarnej GórnejMuzeum Historii Bieszczad w Czarnej GórnejMuzeum Historii Bieszczad w Czarnej GórnejMuzeum Historii Bieszczad w Czarnej GórnejMuzeum Historii Bieszczad w Czarnej GórnejW Bieszczadach praktycznie wszędzie kupisz regionalne książkiW Muzeum Historii Bieszczad w Czarnej Górnej 5. Zobacz Izbę Regionalną w Ustrzykach Dolnych i poznaj kulisy Akcji H-TJednym z niewielu miast w Bieszczadach są Ustrzyki Dolne. Nie tylko zrobisz tam większe zakupy w popularnym dyskoncie i zatankujesz auto, ale także spędzisz wolny czas w Izbie Regionalnej. Izba Regionalna jest przy głównej drodze - łatwo ją znajdziesz, bo cała jest oklejona wielkoformatowymi zdjęciami Bieszczad. W mieście przy rynku mieści się też Bieszczadzkie Centrum Turystyki i Promocji, więc możesz liczyć na podpowiedzi, co jeszcze zobaczyć w Bieszczadach, a może nawet na jakieś mapki, foldery czy ulotki. Dojazd z Wetliny z Bieszczadach do Ustrzyk Dolnych: 60 km (ok. 1 godz. jazdy samochodem) Przy ulicy 1 maja 16, jakieś dwa lata temu zorganizowano Izbę Regionalną, która zgromadziła sporo dokumentów i starych zdjęć, na których widać, jak wyglądało życie w dawnych Bieszczadach. Odkryjesz tu spory kawał historii. Izba porusza różne tematy: historię osadnictwa greckiego w Bieszczadach (tak, tak, był tu taki epizod), okres międzywojenny, kulturę bojkowską, historię przemysłu drzewnego, Ustrzyki Dolne w czasach PRL-u i czasy Solidarności, oraz mało znaną, choć coraz częściej wspominaną, Akcję H-T - były to przesiedlenia ludności z powiatów Hrubieszowskiego i Tomaszewskiego (stąd nazwa Akcji) częściowo do Bieszczad, a częściowo na tzw. ziemie odzyskane, w ramach tzw. korekty granicy między PRL a Związkiem Sowieckim w 1951 r. W jej efekcie Związek Radziecki przejął bogate w węgiel i czarnoziemy ziemie na lubelszczyźnie, a Polsce przypadły górskie wsie leżące w Bieszczadach. W wyniku tej akcji w Bieszczady przesiedlono ok. 4 tys. osób. W Izbie Regionalnej poznasz ich przeżycia i to w jaki sposób te przesiedlenia przedstawiała komunistyczna propaganda. Izba Regionalna w Ustrzykach DolnychIzba Regionalna w Ustrzykach DolnychIzba Regionalna w Ustrzykach DolnychIzba Regionalna w Ustrzykach DolnychIzba Regionalna w Ustrzykach Dolnych 6. W Ustrzykach Dolnych idź do starego młyna - Muzeum Młynarstwa i Wsi Po wizycie w Izbie Regionalnej w Ustrzykach Dolnych polecam Ci Muzeum Młynarstwa i Wsi. Muzeum powstało w 2013 r. i jest prywatną inicjatywą państwa Bożeny i Janusza Bałkota. Znajduje się w miejscu, gdzie kiedyś w XIX wieku rzeczywiście funkcjonował młyn. Zwiedzanie zajmie Ci trochę czasu, bo to aż 5 pięter, na których po kolei będziesz poznawał zasady działania młyna i proces produkcji mąki. Przybliżą Ci to autentyczne maszyny i urządzenia młynarskie z lat międzywojennych. Na koniec zejdź na dół i zamów jakąś regionalną potrawę w karczmie, lub po prostu napij się aromatycznej kawy. Pomoże zwłaszcza na niskie z Wetliny z Bieszczadach do Ustrzyk Dolnych: 60 km (ok. 1 godz. jazdy samochodem) Muzeum Młynarstwa i Wsi w Ustrzykach DolnychMuzeum Młynarstwa i Wsi w Ustrzykach DolnychMuzeum Młynarstwa i Wsi w Ustrzykach DolnychMuzeum Młynarstwa i Wsi w Ustrzykach DolnychMuzeum Młynarstwa i Wsi w Ustrzykach DolnychMuzeum Młynarstwa i Wsi w Ustrzykach DolnychMuzeum Młynarstwa i Wsi w Ustrzykach Dolnych 7. W Mucznem w Centrum Promocji Leśnictwa dowiedz się, jak naprawdę wygląda życie wilka W Mucznem, w Centrum Promocji Leśnictwa, w pawilonie edukacyjno-wystawowym dowiesz się wielu ciekawostek na temat życia dzikich zwierząt. Zobaczysz tu naturalnej wielkości wilka, przekonasz się jak duże jest poroże jelenia, zrozumiesz dlaczego na szlaku nie chciałbyś spotkać niedźwiedzia. Po wystawie oprowadzi Cię przewodnik, który doskonale zna życie i zwyczaje zwierząt i - co najważniejsze - potrafi o tym ciekawie opowiadać. A ponieważ w odróżnieniu od eksponatów na wystawie jest on żywym człowiekiem, to możesz zadać mu różne, nawet podchwytliwe pytania. Z chęcią opisze Ci zwyczaje podniebnych drapieżników czy olbrzymich żubrów, które na żywo zobaczysz w Zagrodzie Pokazowej Żubrów w Mucznem, niedaleko Centrum Promocji Leśnictwa. Dzięki panelowi, którym steruje światłem na wystawie, wprowadzi Cię w klimat bieszczadzkiego z Wetliny z Bieszczadach do Mucznego: 35 km (ok. 40 min. jazdy samochodem) Bilet normalny na wystawę kosztuje 4 zł (2 zł ulgowy) i kupisz go w recepcji hotelu w Mucznem. To dobry pomysł na rozpoczęcie swojej przygody z dzikimi Bieszczadami. Bo im lepiej zrozumie się tutejszych leśnych mieszkańców, z tym większą pokorą potraktuje się bieszczadzkie szlaki i przyrodę. Tym wolniej będzie się pokonywać zakręty na obwodnicy i tym bardziej będzie się uważać, aby nie wracać z trasy po zmroku. Wychodzące na drogę jelenie, lisy i żubry to nie bajki z zielonego lasu. To zwyczajny, codzienny wieczór w Promocji Leśnictwa w MucznemCentrum Promocji Leśnictwa w MucznemCentrum Promocji Leśnictwa w MucznemCentrum Promocji Leśnictwa w MucznemCentrum Promocji Leśnictwa w MucznemCentrum Promocji Leśnictwa w MucznemCentrum Promocji Leśnictwa w MucznemCentrum Promocji Leśnictwa w Mucznem 8. Zobacz, jak powstaje szkło w Centrum Dziedzictwa Szkła w KrośnieKrosno znane jest w Polsce z tego, że produkuje się tu szkło. Prawie każdy z nas, naszej rodziny lub znajomych, ma w domu chociaż kieliszki z krośnieńskiej fabryki. Ja mam. Historia hutnictwa szkła w Krośnie sięga 1923 r., kiedy krakowska spółka „Polskie Huty Szkła” zbudowała tu pierwszy zakład. Jednak najciekawsze produkty, jakie wychodzą z krośnieńskiej huty, to te produkowane ręcznie. Trwa to już od 90 lat. Dojazd z Wetliny w Bieszczadach do Krosna: 115 km (ok. 2 godz. jazdy samochodem) W nawiązaniu do szklanej tradycji miasta w Krośnie otwarto Centrum Dziedzictwa Szkła. Żeby zwiedzić Centrum, warto tam wcześniej przedzwonić. Z uwagi na spore zainteresowanie turystów tym miejscem, obowiązuje rejestracja na wejścia. Nam udało się zwiedzić centrum „z marszu” - musieliśmy się tylko zapisać i poczekać niecałą godzinę na nasze wejście. Zwiedzanie trwa ok. 2 godzin. Przewodnik prowadzi Cię po schodach pod ziemię. Tu, w dużej sali, trafiasz wprost pod piec hutniczy, gdzie trwa pokaz wyrobu szkła. Chętni goście mogą sami spróbować wydmuchać szklaną bańkę. Oprócz wystaw, na których obejrzysz kielichy, wazony i zwierzęta ze szkła, zobaczysz tu proces jego obróbki. Niestety w czasie naszej wizyty trzy na pięć stanowisk były zamknięte. Ale widzieliśmy, jak powstają kocie szklane figurki poskładane z kawałków oprószonego szkła oraz jakiej precyzji wymaga ręczne grawerowanie. Ciekawostką jest malowidło 3D o angielsko-brzmiącym tytule „The UnderGlass”. To pierwszy w Polsce trwały, trójwymiarowy obraz wykonany w zamkniętym pomieszczeniu. Przedstawia wnętrze baśniowej pracowni hutniczej i jeśli staniesz w odpowiednim miejscu, masz szansę sam znaleźć się w tej bajce. Na trasie zwiedzania wejdziesz jeszcze do sali kinowej, w której obejrzysz film o historii krośnieńskiej huty i karierze szkła, które ją opuszczało. Wreszcie ostatnia część wycieczki to przejście na drugą stronę rynku i zejście do piwnic, na kolejne wystawy ze szkłem. Tu zobaczysz rzadkie już dziś szkło uranowe. Mi najbardziej spodobała się czasowa kolekcja figurek, które pracujący w Centrum Dziedzictwa Szkła Grigorij Malik zrobił na podstawie grafik Hektora Weriosa. Niesamowite! Tradycyjnie już przy takim zwiedzaniu wycieczka kończy się w sklepiku, gdzie możesz zabrać ze sobą pamiątki w postaci szklanych kieliszków, wazonów albo ręcznie wykonanych figurek. Dlatego oprócz pieniędzy na bilet, trzeba mieć odłożone zaskórniaki na pamiątkę. Warto inwestować właśnie w takie pamiątki, których pochodzenie znasz i wiesz, że były robione ręcznie w miejscu, które sam zwiedziłeś. PS. Zanim pójdziesz na zwiedzanie, zapytaj w kasie lub przez telefon, ile stanowisk obróbki szkła jest czynnych. Najciekawsza część zwiedzania, to właśnie obserwowanie na żywo, jak takie szkło jest przez pracownika obrabiane, jak jest malowane, szlifowane, czy jak powstają małe kolorowe figurki. Jeśli na 5 stanowisk czynne są tylko 2, jak wtedy, gdy my zwiedzaliśmy Centrum, to niestety nie zobaczysz najciekawszej części całego procesu obróbki. Gdybyśmy przed kupnem biletu wiedzieli, że nie będziemy mogli tego zobaczyć, pewnie przyjechalibyśmy na zwiedzanie w innym terminie. Wycieczka po Centrum Dziedzictwa Szkła w KrośnieWycieczka po Centrum Dziedzictwa Szkła w KrośnieWycieczka po Centrum Dziedzictwa Szkła w KrośnieWycieczka po Centrum Dziedzictwa Szkła w KrośnieWycieczka po Centrum Dziedzictwa Szkła w KrośnieWycieczka po Centrum Dziedzictwa Szkła w KrośnieWycieczka po Centrum Dziedzictwa Szkła w KrośnieTrasa podziemna po drugiej stronie rynkuTrasa podziemna po drugiej stronie rynkuTrasa podziemna po drugiej stronie rynkuMałe dzieła sztuki ze szkłaMałe dzieła sztuki ze szkłaMałe dzieła sztuki ze szkłaMultimedia w trasie podziemnej pod rynkiem w Krośnie 9. W Bóbrce zobacz pierwszą na świecie kopalnię ropy naftowejMało kto wie, że w Polsce otwarto pierwszą na świecie kopalnię ropy naftowej. Kolejni byli Amerykanie, ale oni zrobili to kilka lat później. U nas pionierem w tej branży był Ignacy Łukasiewicz, a stworzony przez niego zakład, który od 160 lat funkcjonuje do dziś i wydobywa ropę, można zwiedzać. Wystarczy pojechać do Bóbrki w Beskidzie Niskim. Uwaga! Nie mylić z Bóbrką w Bieszczadach, gdzie mieści się dawny kamieniołom. W Bóbrce, tej od ropy naftowej, działa Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego. I właśnie tam chcę Cię wysłać. Muzeum to właściwie skansen z dziesiątkami urządzeń do wydobywania ropy i można łatwo stracić mnóstwo czasu poruszając się pomiędzy nimi według z Wetliny w Bieszczadach do Bóbrki: 104 km (ok. 2 godz. jazdy samochodem) Do zwiedzania najlepiej wziąć przewodnika, choć to dodatkowy koszt 40 zł do biletu, który kosztuje 12 zł. Zwiedzanie z przewodnikiem ma jednak tę zaletę, że on Ci wszystko jasno i rzeczowo wytłumaczy i poprowadzi w najciekawsze miejsca muzeum, jak np. do pierwszych kopanek, z których do dziś wydobywa się ropę - „Franek” z 1860 r. i „Janina” z 1878 r. Nas oprowadzał nas Pan Marek Uliasz i widać było, że wie, o czym mówi. Zaczęliśmy od tablicy, z której dowiedzieliśmy się, na co nam ropa. Tu się dowiedziałam, jak bardzo od niej zależy moje życie - z ropy, oprócz paliwa do silników, uzyskuje się mydło, leki, zapałki, opony i świece oraz naftę. Ignacy Łukasiewicz opracował taką metodę jej destylacji, że nadawała się ona do oświetlenia. I dokładnie ten wynalazek - lampę naftową - jemu zawdzięczamy. Pierwsza lampa stworzona przez Łukasiewicza zapłonęła w Szpitalu Powszechnym we Lwowie 31 lipca 1853 roku podczas nocnej operacji chirurgicznej. Zaś pierwsza uliczna lampa naftowa - w Gorlicach, w grudniu tego samego roku. Wybierając się do muzeum przygotuj się na długie zwiedzanie, bo i ciekawych obiektów jest tu sporo. Multimedia zatrzymają Cię w podziemiach Pawilonu Wystawowego, gdzie zobaczysz wystawę o gazie ziemnym i dowiesz się jak to się dzieje, że trafia do Twojej kuchenki. Spędzisz też dłuższą chwilę w tzw. „Domu Łukasiewicza”. Sprawdzisz w nim, jak wyglądała praca Ignacego, gdy był on jeszcze aptekarzem. W pomieszczeniu obok spotkasz wynalazcę, jak eksperymentuje z destylacją ropy i przekonasz się, jak wybuchowe było to na tamte czasy zajęcie. W tym samym budynku zobaczysz jak wyglądał pokój Łukasiewicza i pierwsza stworzona przez niego lampa. Dalej przejdziesz do wystawy lamp naftowych - oj, jest tam na czym oko zawiesić, choć podobno największa kolekcja takich lamp kryje się w Muzeum Podkarpackim w Krośnie. W końcu trafisz do zabytkowej kuźni i warsztatu, w którym spotkasz rozmawiające ze sobą hologramy i wyobrazisz sobie, jak wyglądała praca w zakładzie w czasach Łukasiewicza. Wizyta w muzeum to bardzo ciekawa i inspirująca wycieczka. Szkoda tylko, że postać Ignacego Łukasiewicza nie jest w regionie bardziej widoczna, bo to dobry przykład człowieka - patrioty, filantropa i społecznika, na którym niejeden polski biznesmen mógłby się wzorować. Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w BóbrceMuzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w Bóbrce 10. Sprawdź jak powstaje czekolada w Pijalni Czekolady w KorczynieNa pochmurne i deszczowe dni nie ma lepszego pomysłu jak wycieczka do wyjątkowej Pijalni Czekolady. Znajdziesz ją w Korczynie niedaleko Krosna. To prawdziwy, bajkowy świat. Już od samego wejścia poczujesz się, jakbyś był bohaterem jakiegoś słodkiego filmu. A potem będzie już tylko lepiej. Dojazd z Wetliny w Bieszczadach do Korczyny: 120 km (ok. 2 godz. jazdy samochodem) Podziwiam pasję, zapał i pomysł Mirosława Pelczara, który jako Mistrz Polski Cukierników i Chocolatier wymyślił, stworzył i prowadzi tak nierealistyczne miejsce. Zapach czekolady otula Cię tu na każdym kroku, a wszystko, co widzisz, robione jest ręcznie. To nie tylko pijalnia czekolady. To małe muzeum czekolady. Zobaczysz krok po kroku, jak z owoców drzewa kakaowego powstaje tabliczka czekolady, która tak przyjemnie rozpuszcza się w ustach. Na filmie w kinie poznasz drogę, jaką ziarno kakaowca z Afryki przemierza, żeby już jako czekolada trafić do sklepów w Belgii czy w Polsce. Zrozumiesz działanie maszyn wytwarzających czekoladę, dowiesz się co to jest temperowanie i dlaczego biała czekolada… wcale nie jest czekoladą. Wizyta w Pijalni Czekolady w Korczynie to powrót do czasów dzieciństwa, gdy czekoladę widziało się tylko na wigilijnym stole. Mirosław Pelczar wyczarował tu bajkę i zaprasza każdego, żeby stał się jej częścią. Idąc do Pijalni Czekolady dobrze mieć mocne postanowienie i nie dać się skusić na więcej słodkości niż to konieczne. Pamiętaj, że w czekoladzie jest cukier, a jego nadmiar szkodzi. Ja po spróbowaniu czekolady z kawą (a jak!), przy kolejnej wizycie pozostałam już przy samej kawie. A tę też mają tu pyszną. Podawaną prosto z ekspresu. No, może z kosteczką małej czekolady. W Pijalni Czekolady sam właściciel prowadzi wycieczki i warsztaty dla dzieci i grup zorganizowanych. Żeby wziąć w nich udział, musi zgromadzić się grupa minimum 5 osób. Bilet na warsztaty kosztuje wtedy 50 zł, wycieczki bez warsztatów są trochę tańsze. Im więcej osób, tym cena niższa. Na warsztacie poznajesz historię czekolady, degustujesz kosteczki i trufle przygotowane przez mistrza, dowiadujesz się, do czego służą poszczególne maszyny i urządzenia, oglądasz największą czekoladową fontannę w Polsce (!) oraz samodzielnie wylewasz i zdobisz tabliczki czekoladowe. A na koniec Mistrz wręcza Ci pamiątkowy dyplom za udział w Warsztatach. Dostaliśmy nieoficjalną obietnicę, że już wkrótce ruszą też warsztaty dla turystów indywidualnych - takich jak my. Przedzwoń do Pijalni przed przyjazdem i zapytaj, czy wyznaczono już dzień i godzinę, o której ruszają wycieczki z przewodnikiem po pijalni. Jeśli jednak dostaniesz informację, że takie wycieczki jednak nie ruszą - daj też nam znać. Usuniemy wtedy tę zapowiedź. Pijalnia Czekolady Mirosława Pelczara w KorczyniePijalnia Czekolady Mirosława Pelczara w KorczyniePijalnia Czekolady Mirosława Pelczara w KorczyniePijalnia Czekolady Mirosława Pelczara w KorczyniePijalnia Czekolady Mirosława Pelczara w KorczyniePijalnia Czekolady Mirosława Pelczara w KorczyniePijalnia Czekolady Mirosława Pelczara w KorczyniePijalnia Czekolady Mirosława Pelczara w KorczyniePijalnia Czekolady Mirosława Pelczara w KorczynieOdkrywaj województwo podkarpackie także w deszczowe dni Zwiedzanie południowej części województwa podkarpackiego może być ciekawe nawet podczas deszczu. Wystarczy dobry pomysł i zapał, żeby dojechać w ciekawe miejsca. To właśnie nazywam magią odkrywania - nawet najmniej popularne, turystyczne i komercyjne miejsca mogą okazać się skarbnicą wiedzy i sejfem, z którego wyciągniesz ciekawe historie, jeśli tylko znasz właściwy kod. Tym kodem najczęściej są współrzędne, które wystarczy wpisać na mapę. A nawigacja już sama Cię tam zaprowadzi. Mam nadzieję, że podobają Ci się moje propozycje na pochmurne i deszczowe dni. W galerii ikon w Cisnej posłuchasz ciekawych opowiastek z pierwszej ręki od bieszczadzkiego zakapiora, w Lesku zaopatrzysz się w ręcznie wykonane pamiątki, w Pijalni Czekolady poprawisz sobie humor szklanką słodkiego smakołyku. Kto powiedział, że w czasie deszczu dzieci się nudzą? Myślę, że udało mi się obalić ten mit. Ciekawa jestem, jakie jeszcze atrakcje sam znajdziesz po drodze podróżując do zaproponowanych miejsc. A może masz jeszcze inne ciekawe propozycje na deszczowe dni w Bieszczadach? Daj znać w komentarzu!11. BONUS: Sprawdź inne nasze pomysły na udany urlop w Bieszczadach Potrzebujesz jeszcze więcej pomysłów na udany urlop w Bieszczadach? Sprawdź nasz bijący rekordy popularności przewodnik z najciekawszymi miejscami w Bieszczadach. Znajdziesz w nim kolejne pomysły na wycieczki-alternatywy do górskich szlaków. Koniecznie przeczytaj też nasz praktyczny przewodnik po najpiękniejszych trasach widokowych Podkarpacia: Najpiękniejsze szlaki turystyczne w Bieszczadach Bieszczady: atrakcje i ciekawe miejsca, które warto zobaczyć w Bieszczadach. I okolicach. Podoba Ci się ten przewodnik? Podaj go dalej :)Nasze przewodniki piszemy i wciąż aktualizujemy specjalnie dla Ciebie. Dlaczego? Bo uwielbiamy opowiadać o sprawdzonych pomysłach na wycieczki po Polsce. A to tylko część tego co robimy jako Fundacja Ruszaj w Drogę! Daj znać w komentarzu co myślisz o tym przewodniku. Dzięki wielkie za każde udostępnienie :) A jeśli podoba Ci się to jak piszemy i uratowaliśmy już Twój niejeden wyjazd, to teraz Ty możesz nam pomagać. Sprawdź co możesz dla nas zasnute chmurami, szaro, ponuro, mgła, dotkliwy wiatr i błoto na szlakach. Co zrobić gdy taka pogoda zaskoczy Cię...Opublikowany przez Ruszaj w Drogę Wtorek, 13 listopada 2018
Bieszczady co roku cieszą się chyba coraz większym zainteresowaniem. Wyprawa w Bieszczady staje się marzeniem coraz większej rzeszy podróżników. Nic w tym dziwnego – turystów przyciągają tutaj niezliczone atrakcje, wspaniałe górskie szlaki, możliwości aktywnego spędzania czasu, Jezioro Solińskie czy niezwykle bogata i ciekawa bieszczadzka historia. Wszystko to dzieje się w obliczu faktu, że inne polskie góry w sezonie letnim są coraz bardziej zatłoczone. Coraz częściej aby wejść na szczyt i chociaż rzucić okiem na otaczający nas widok musimy stać w długiej kolejce co dla wielu miłośników górskiej przyrody, ciszy i spokoju jest po prostu nie do przyjęcia. Z pomocą przychodzą tutaj właśnie Bieszczady. Coraz częściej słyszymy zatem o ludziach szykujących się na pierwszy w życiu wyjazd w Bieszczady. Dla wielu z nich jest to przy tym prawdziwa wyprawa. Trudno się temu dziwić – Bieszczady leżą wszak w odległym zakątku Polski cechującym się najniższym zaludnieniem w kraju. Nie znajdziemy tu dużych miast, miejskich tramwajów, nie wszędzie także dojeżdża pociąg. Odpowiednie przygotowanie do wypadu w te przez wielu uważane za najpiękniejsze góry Polski wymaga naprawdę solidnego przygotowania. Postaramy się w kilku punktach poradzić jak sprawić by wyprawa w Bieszczady była udana i na zawsze zapisała się pozytywnie w naszej pamięci. Zapraszamy do lektury! Dokąd jechać? Tak jak powiedzieliśmy to już powyżej Bieszczady stwarzają niezliczone możliwości spędzania wolnego czasu. Starając się zatem aby nasza wyprawa w Bieszczady była jak najbardziej udana pierwszym pytaniem jakie musimy sobie zadać jest to dokąd dokładnie chcemy jechać i co dokładnie zamierzamy tam robić. Do nasze dyspozycji mamy kilka pomysłów na wyjazd: Wycieczki górskie – Dla większości osób Bieszczady to przede wszystkim górskie szlaki. Te osoby, które planują zdobywanie górskich szczytów i zastanawiają się gdzie się zatrzymać w Bieszczadach z pewnością wybiorą miejscowości położone najbliżej wejść na szlaki. Są to często osady bardzo odległe, do których nie dojeżdża pociąg zatem zaplanowanie przyjazdu w te strony wymaga szczególnej troski. Zwiedzanie atrakcji – Bieszczady to nieliczone atrakcje. Są one rozrzucone po całym terenie gór, stąd jeśli chcemy skoncentrować się na ich zwiedzaniu będziemy mieli do wyboru więcej miejscowości niż w przypadku górskich szlaków. Z racji odległości między nimi konieczne może się okazać posiadanie samochodu. Bez niego trudno będzie nam zobaczyć wszystkie bieszczadzkie ciekawostki oddalone od siebie nieraz o wiele kilometrów. Szukanie śladów historii – Bieszczady posiadają niezwykle ciekawą i unikatową historię, po której po dziś dzień zostało wiele śladów. Chcąc sprawić, aby nasza wyprawa w Bieszczady była jak najciekawsza możemy skupić się jedynie na ich poszukiwaniu. Miejsca te, podobnie jak atrakcje, są rozrzucone po całym obszarze Bieszczadów, podobnie też i w tym przypadku przyda nam się samochód. Do dnia dzisiejszego najlepiej zachowały się cerkwie oraz ślady po bojkowskich wsiach. Naszym ulubionym regionem pełnym pamiątek po bieszczadzkiej przeszłości są okolice doliny Sanu u podnóży Otrytu. Blisko stąd do Krywego czy Tworylnego oraz niezwykłej cerkwi w Smolniku nad Sanem. Odpoczynek nad wodą – Jeśli zależy nam na wylegiwaniu się nad wodą lub na korzystaniu z atrakcji sportów wodnych wówczas Jezioro Solińskie jest naszą odpowiedzią na pytanie dokąd jechać w Bieszczady. Ten sztucznie utworzony zbiornik wodny na terenach dawnej wsi Solina zapewnia nam wszystko czego tylko dusza zapragnie – mamy tu sporty wodne, plażę, deptaki, kawiarenki i restauracje. Jest to wymarzone miejsce na wakacje z dziećmi. Aktywne spędzanie czasu – Marząc o aktywnym wypoczynku w trakcie urlopu nie znajdziemy chyba w całym kraju lepszego regionu niż Bieszczady. Już same wędrówki górskimi szlakami potrafią zmęczyć największych twardzieli ale jeśli i to nam nie wystarcza wówczas do naszej dyspozycji mamy offroad, paintball, wyprawy rowerowe, spacery z psem i wiele innych możliwości. Błogie lenistwo – Oczywiście nie każdy musi lubić aktywne spędzanie wakacji, a de facto wielu z nas nie marzy o niczym innym aby po ciężkim roku pracy wylegiwać się spokojnie na leżaku w otoczeniu przyrody, ciszy i spokoju. Bieszczady i pod tym względem przodują jeśli chodzi o ilość możliwości właśnie takiego zorganizowania urlopu. Zadziwia wszak ilość miejsc noclegowych oraz w szczególności agroturystyk dostępnych w tym regionie. Z powodzeniem możemy wybrać niejedno gospodarstwo, w którym wyciszymy się wewnętrznie o nabierzemy sił do dalszej pracy. Pora roku Kolejna rzecz, nad którą musimy się dłuższą chwilę zastanowić jeśli chcemy zadbać o to aby nasza wyprawa w Bieszczady była niezapomnianym przeżyciem jest pora roku naszego wyjazdu. Oczywiście najłatwiejsze będzie jego zorganizowanie w sezonie letnim kiedy całe Bieszczady tętnią życiem, otwarte są wszelkie miejsca noclegowe, bary, czy restauracje. O tej porze roku jednak na szlakach i w bieszczadzkich dolinach spotkamy najwięcej ludzi. Ci z nas, którzy ponad wszystko cenią sobie spokój i kochają Bieszczady za to trudne już dziś do odnalezienia poczucie zagubienia w czasie i przestrzeni powinni pomyśleć o wyjeździe w te piękne góry po sezonie. Dla nas samych najlepszym okresem na odwiedzenie bieszczadzkiego kresu są miesiące od listopada do kwietnia. To właśnie wtedy wielokrotnie zdarza się, że jesteśmy jedynymi gośćmi pensjonatu, na szlakach nie spotykamy absolutnie nikogo, w trakcie naszych wycieczek towarzyszy nam jedynie drzemiąca zimowym snem przyroda, a za oknem nie ma nic oprócz nieprzeniknionej ciemności. To właśnie o tej porze roku, mimo często niesprzyjającej pogody, możemy poczuć się jak prawdziwi odkrywcy przedzierający się przez dziewicze tereny w poszukiwaniu majaczących w zaroślach zapomnianych bojkowskich cmentarzy czy tętniących niegdyś życiem dolin. Wyprawa w Bieszczady jesienią, zimą, czy wczesną wiosną nastręcza jednak kilka dodatkowych trudności organizacyjnych, o czym poniżej. Ubrania i akcesoria Bieszczady to nadal bardzo dziewiczy obszar naszego kraju. To istne królestwo przyrody. Dominuje tu surowy, ostry klimat, nagłe zmiany czy załamania przyrody nie są niczym nadzwyczajnym. Starając się zatem aby nasza wyprawa w Bieszczady przebiegła jak najbardziej komfortowo i bezpiecznie musimy zadbać także o zabranie ze sobą odpowiedniej odzieży oraz akcesoriów, które mogą okazać się przydatne. Nakrycie głowy – To nieodzowny element każdej bieszczadzkiej eskapady. My sami na każdą wędrówkę zabieramy czapkę z daszkiem, komin czy chustę chroniącą od wiatru na połoninach, oraz nawet w środku lata czapkę zimową – w Bieszczadach nie będzie niczym dziwnym nagły spadek temperatury w środku sezonu letniego, burza z gradem i silny wiatr. Kurtka i spodnie – Bez dobrej, wodoodpornej kurtki i spodni nie ma co ruszać w Bieszczady. Niezależnie od pory roku zawsze mamy ze sobą porządną wiatrówkę. Spodnie najlepiej aby były długie, dobrze sprawdzają się modele z odpinanymi czy podwijanymi nogawkami. Buty + stuptuty – Wybieranie się na wycieczki w Bieszczady w klapkach, balerinach, kozakach itp. jest naprawdę szczytem lekkomyślności i nieznajomości terenu. Bieszczady to trudne i wymagające technicznie góry pełne ostrych kamieni czy głębokiego błota. Absolutną koniecznością jest zatem zaopatrzenie się w wysokie, usztywniające kostkę buty z grubą podeszwą. Ich dobrym uzupełnieniem, szczególnie poza sezonem, są stuptuty chroniące spodnie przed zawilgoceniem. Softshell – W Bieszczadach nawet w środku lata po południu czy w nocy temperatura spada niemal do kilku stopni. Często, szczególnie na połoninach, wieją tu tez silne wiatry. Posiadanie softshella jest absolutną koniecznością. Bez niego w najlepszym przypadku wrócimy z gór przeziębieni. Przydać się też może w sytuacji awaryjnej, gdy np. będziemy musieli z jakiegoś powodu zostać w górach po zmroku. Bielizna termiczna – W okresie jesiennym i zimowym nie ma co myśleć o wyruszeniu na szlak bez bielizny termicznej. W środku zimy w ciągu dnia nie będzie niczym nadzwyczajnym wędrowanie w mrozie ok. minus 20 stopni. Jedynym rozwiązaniem aby wrócić z gór bez zapalenia płuc będzie nabycie najgrubszej dostępnej, najlepiej wełnianej bielizny termicznej. Plecak – Biorąc pod uwagę ilość ubrań i dodatkowych akcesoriów, które musimy zabrać na niedługą nawet bieszczadzką przechadzkę nieodzowny staje się plecak. Dobrze przy tym zaopatrzyć się w plecak turystyczny z regulowanymi pasami naramiennymi oraz pasem piersiowym i biodrowym dla pełnej wygody. Kijki – Bieszczady przez wielu laików uważane są za góry niewysokie, łatwe technicznie i podobne w swej budowie do powiedzmy Beskidu Niskiego czy Żywieckiego. Nic bardziej mylnego. Bieszczady jako góry należące do Karpat Wschodnich posiadają budowę charakterystyczną dla tego właśnie pasma górskiego – nachylenie stoków sięgające 50 stopni, wszechobecne, ostre wychodnie skalne odsłaniające karpacki flisz, długie połacie śliskiego błota. W takich warunkach nieodzowne stają się lekkie kijki turystyczne o regulowanej długości. Okażą się one nieocenione zarówno przy wchodzeniu pod górę po wydawałoby się pionowym stoku jak i przy schodzeniu po śliskich korzeniach wszędobylskich buków pokrytych maziowatym błotem. Mapa – O tym, że mapa Bieszczadów jest koniecznym elementem naszego górskiego ekwipunku nie trzeba chyba przekonywać każdego kto chociaż raz był w tych stronach. Pomoże nam ona przy planowaniu wycieczki jak i przy nagłej zmianie planów na szczycie gdy zaskoczy nas załamanie pogody. Nóż – Wybierając się w góry w naszym plecaku nie może zabraknąć noża. Przyda się w sytuacji alarmowej, a na co dzień posłuży nam do przygotowania górskiego posiłku na biwaku. Latarka – Nawet w środku lata gdy dzień jest bardzo długi nie wolno zapomnieć nam o spakowaniu do plecaka latarki, najlepiej czołówki. Nigdy nie wiemy jak długo po zmroku przyjdzie nam zostać w górach w przypadku sytuacji kryzysowej czy załamania pogody. Nawet zwykły powrót na parking po zmierzchu gdy zasiedzimy się na połoninie zafascynowani zachodem słońca może okazać się bardzo trudny technicznie i napędzić nam strachu. Bieszczadzkie lasy słyną wszak ze swej gęstości. Krótko po zmierzch zapadają tu egipskie ciemności, łatwo o zmylenie drogi czy skręcenie nogi na ostrych kamieniach. GPS – Bardzo pomocnym wyposażeniem naszego ekwipunku będzie nawet najprostszy GPS. Bieszczadzkie szlaki są dobrze oznakowane, jednak każdemu może zdarzyć się nawet niewielkie zboczenie z wyznaczonej ścieżki. W takiej sytuacji wrażenie całkowitego zagubienia jest w Bieszczadach chyba silniejsze niż gdziekolwiek indziej. Otacza nas dzika przyroda, głębokie wąwozy i jary, niemal pionowe ściany wzniesień i nieprzenikniony las. Dla spokoju ducha warto zatem posiadać ze sobą GPS. Szczególnie pomocny okaże się w sytuacji wzywania pomocy. Wyżywienie O ile odpowiedź na pytanie o to co jeść w Bieszczadach nie nastręcza większych problemów w okresie letnim gdy otwarte są bary i restauracje o tle po sezonie kwestia ta staje się bardziej problematyczna. Dbając o to aby nasza wyprawa w Bieszczady nie oznaczała jednocześnie kilkudniowej głodówki musimy przede wszystkim upewnić się, że miejsce noclegowe, w którym mamy zamiar spędzić nasz wypad oferuje dostęp do w pełni wyposażonej kuchni. Szczególnie ważne będzie to w okresie jesieni, zimy i wczesnej wiosny kiedy to wszelkie jadłodajnie są z reguły zamknięte, a my jesteśmy zdani jedynie na to co sami sobie ugotujemy. Chwili namysłu wymaga także odpowiedź na pytanie co zabrać ze sobą na naszą górską wędrówkę. My sami proponujemy tutaj zestaw, z którego korzystamy za każdym razem będąc w górach i to niezależnie od pory roku. Warto zatem spakować do plecaka napój izotoniczny pomagający w regeneracji sił po mozolnej wspinaczce bieszczadzkimi szlakami. Nie należy zapominać także o cieplej herbacie w termosie, kanapkach i oczywiście sporej dawce czegoś słodkiego do przegryzienia co pomoże nam uzupełnić stracone kalorie. Po raz kolejny kierując się zasadą dbałości o własne bezpieczeństwo i wygodę lepiej zabrać ze sobą za dużo jedzenia nawet na zanoszący się na krótki spacer niż opaść z sił pośród deszczu i mgieł. Przezorny zawsze ubezpieczony! Pomoc w razie wypadku Mówiąc o tym jak powinna być zorganizowana wyprawa w Bieszczady dużo miejsca poświęciliśmy kwestiom bezpieczeństwa. Staramy się przy tym zwracać uwagę jak zadbać o to, żeby wyprawa była bezpieczne, wygodna i przyjemna. Co jednak jeśli pomimo naszych wysiłków zdarzy się jakieś nieszczęście i będziemy musieli wzywać pomocy? Może przecież zdarzyć się także, że wypadek nie będzie dotyczył nas samych – możemy na przykład na szlaku spotkać innych turystów potrzebujących wsparcia. Jak się wówczas zachować? Z pomocą przyjdzie nam czuwający 24 godziny na dobę nad naszym bezpieczeństwem GOPR Bieszczady. Obowiązującym numerem alarmowym jest 601-100-300 lub 985. W Bieszczadach na ogół nie ma problemu z zasięgiem sieci telefonicznej. W przypadku braku sygnału należy czym prędzej udać się na najbliższe wzniesienie i stamtąd ponowić próbę kontaktu z ratownikami. W tym miejscu chcielibyśmy ponowić kwestię odpowiedniego przygotowania. Absolutną podstawą w Bieszczadach jest odpowiedni dobór butów i odzieży na daną wycieczkę, dzień i porę roku. Naprawdę lepiej jest nieść ze sobą parę dodatkowych akcesoriów jak wspomniane już czołówki, GPS, czy koc ratowniczy niż prosić się o problem w przypadku sytuacji awaryjnej. Czy wyprawa w Bieszczady to dobry pomysł? Na sam koniec pozostaje nam odpowiedzenie na pytanie o to czy wyprawa w Bieszczady do dobry pomysł? Czy duża ilość przygotowań opisany powyżej oznacza, że wyprawa w Bieszczady nie jest dla każdego? Absolutnie nie! Wyjazd w Bieszczady jest doskonałym pomysłem naprawdę dla każdego, nawet dla rodziców z niemowlakiem. W Bieszczady naprawdę warto jechać zawsze i o każdej porze roku. Jedyne co staramy się podkreślić w niniejszym poradniku to fakt, że do naszego wymarzonego wypadu w góry trzeba się po prostu dobrze przygotować. Jak widać jednak nie są to przygotowania wykraczające poza normę innych turystycznych wyjazdów. Chwila spędzona nad planowaniem podróży zaoszczędzi nam kłopotu w trakcie pobytu w najpiękniejszych górach Polski, a one już same wynagrodzą nam wszelkie trudy swoimi niezwykłymi widokami, atrakcjami i magicznym klimatem! Sie 26, 2016
z czego utrzymać się w bieszczadach